Ars moriendi
Jasna mgła, lekka jak puch
Ciężka ja grzech, uderza mnie
Złudzenia dnia
Zakrzywionego
Zagubionego
Rzeczywistego
A ten który weźmie imię jego
Zaginie w odmętach myśli chaosu
Deszcz spadających aniołów płaczących
Oni widzą nasz los
Krzyczą W noc
wrzeszcząc spadając
A potem nastanie era nicości
W odczuciu szarości i harmonią będzie
A jednak wkradnie się fałszywy
Ton, który zburzy nowy ład
I tak się będzie dziać
Uciekam w ciemny las
Za mną pościg trwa
To koniec, mój czas
Są blisko nie mam żadnych szans
Koniec nocy, początek dnia
Jest ich wielu ja jestem sam
Drżenie rąk, czuję strach
Nie mam sił i padam na twarz
Trzask gałęzi
Czas nie płynie
Mam świadomość
Tutaj zginę
Upokorzony
Poniżony
Na kolanach
Obnażony
Ale słyszę głos
Nie jestem sam
Jedno słowo
To słowo wstań
Sprzeciw się
Powiedz nie
Usłysz zew
Unieś się
WSTAŃ!
Wyciągnij swój miecz
I unieś go w górę
Walcz ze swym wrogiem
I umrzyj z honorem x2
Krew zmieszana z rosą
Czyjaś czaszka roztrzaskana
Czuję w piersi ból
Wystaje z niej strzała
Ale to nie koniec
Nie padłem na kolana
W mojej głowie jest chęć
W moich rękach jest siła
Walczę długo do śmierci
A bliska jej chwila
Dosięga mnie zimna stal
Szybki ruch przebija krtań
Zamykam swoje oczy
Tonę w przepaści cienia
Próbuję się wydostać
Ale coś mnie trzyma
Otwieram oczy
Ktoś wyciąga dłoń
Chwytam ją
Już nie zapadam w toń